09:00:00

2 akcje ogólnopolskie chwytające za serce




To, czym chciałabym się z Wami tym razem podzielić, to zarazem i coś pięknego i coś smutnego.


Nie będzie to łatwy tekst, ani do napisania, ani do czytania, więc kto nie ma nerwów ze stali i się zbyt szybko wzrusza (jak ja), ten może pochlipać nad ekranem. Niemniej jednak, jeśli uda Ci się przeczytać, pierwsza myśl, to ogromne wzruszenie, że ktoś w ogóle wpadł na taki pomysł, a kolejna myśl- mogę dołączyć i pomóc.






Kilka dni temu trafiłam na strony internetowe bardzo ciekawych, ogólnopolskich akcji społecznych. Często się w coś takiego włączam, bo uważam, że jeśli mam dach nad głową, mam co jeść i mam zdrowe dzieci, to mogę czasem pomóc innym w potrzebie, czy to dokładając cegiełkę, gdy ktoś zbiera pieniążki przez jakieś fundacje, albo dać fant na licytację dla jakiegoś malucha (czasem mam aż za dużo zapytań, ale w miarę możliwości, jeśli mogę pomagam). Czasem też po prostu tworzę coś, szyję i wysyłam dla kogoś, nawet jeśli nie jest to nic co robię na co dzień. Po prostu czuję, że tak trzeba. Nigdy nie wiadomo, czy los się nie odwróci i ja może też będę potrzebować pomocy.


Poniekąd sama pamiętam, że nie było łatwo, bo ja też urodziłam swoją drugą córkę przed czasem, w 34 tygodniu, ważyła 1920g.

Pamiętam samotne dni na oddziale, gdzie dookoła mamy miały swoje maluszki, mogły je przytulić nakarmić, było słychać płacz, głos, a ja nic. Pusto. Puste łóżeczko, lekarz na obchodzie rzucał zdawkowym "A nie, Pani nie ma (w sensie dziecka), idziemy obok". Dla nich normalka, dla mnie stres ból i smutek. w szpitalu gdzie rodziłam nie było kangurowania, był wielki strach o bakterie, mogłam zobaczyć dziecko w inkubatorze przez 15 min 2 razy dziennie i tyle.

Gdy po 5 dniach jedna z pielęgniarek, gdy nie było na oddziale ordynatora spytała czy chcę małą pogłaskać, powiedziałam, że nawet jej jeszcze nie dotykałam. Zdziwiła się wtedy bardzo, podeszła do inkubatora, kazała mi przemyć ręce antyseptykiem i powiedziała, że mogę włożyć ręce do środka. Całe 15 min stałam i ryczałam jak wół, nawet nie wiem czy głaskałam rączki, czy nóżki, bo nic nie widziałam, zalałam się łzami, a później cały dzień zbijali mi ciśnienie. 

I pamiętam, gdy ja po tygodniu wróciłam do domu a ona jeszcze dwa tygodnie została. Pierwszy widok to pusta kołyska w pokoju i znów płacz. Ale wzięłam się w garść, a ona była silna bardzo i dziś jest już wesołym trzylatkiem.

Kto nie przeżył, ten nie wie, jakie te dni bez dziecka potrafią być trudne.


Ale wróćmy do tematu.



Dwie akcje, o których już wspomniałam, to akcje dla maluszków, a dokładniej dla wcześniaków




1. AKCJA "OŚMIORNICZKI DLA WCZEŚNIAKÓW"


 (dla zainteresowanych od razu podaję  stronę FB osmiorniczkidlawczesniakow)


Akcja w zasadzie nie tylko jest ogólnopolska, bo została zapoczątkowana w Danii. Obecnie jest prowadzona w Hiszpanii, na Ukrainie oraz w Polsce.


Skąd się wzięła ośmiorniczka?


Jak wiadomo ośmiorniczka ma macki, dłuuuugie nóżki. Jeśli się dzierga na szydełku, to włóczka (jakakolwiek), będzie się mocno skręcać i robiona w ten sposób maskotka ośmiorniczka będzie mieć poskręcane odnogi. Po co te macki i co mają wspólnego z wcześniakami?

Maluszki, które rodzą się przed wyznaczonym terminem, czyli wcześniaki, potrzebują spędzić trochę czasu na oddziale szpitalnym. Żeby czuły się jak u mamy w brzuchu, na oddziały szpitalne trafiają właśnie dziergane ośmiorniczki, ponieważ macki  przypominają dzieciom pępowinę i łapią za nie. Pępowina, to w zasadzie pierwsza zabawka dziecka już w życiu płodowym, więc zabawka ośmiorniczka ma im zastąpić tą z brzucha. Jak pisze inicjatorka akcji -
"Są kolorowe i uśmiechnięte – mają być namiastką mamy, której nie mogą jeszcze przytulić."


Jeśli chcesz i potrafisz dziergać, możesz dołączyć, albo kupić włóczkę i wysłać.

O akcji można przeczytać więcej tutaj a pod spodem kilka zdjęć ze strony ośmiorniczek





 źródło ośmiorniczki


2. AKCJA "TĘCZOWY KOCYK"

(link do strony www.teczowykocyk.pl.tl)


To co można powiedzieć o akcji, to fakt, że jest po prostu przepięknym gestem dla rodziców, którym rodzą się bardzo wczesne wcześniaki, czyli te poniżej 30 tygodnia. Niestety, poniżej 25 tygodnia szanse na przeżycie takiego dzidziusia są bardzo małe, a akcja dotyczy wcześniaków od 12 tygodnia życia.... i tu zaczyna zasychać w gardle, łamać się głos i łzy napływają do oczu....


Na stronie grupy Tęczowy Kocyk w opisie o nas jest informacja, że grupa zajmuje się szyciem i tworzeniem ubranek i kocyków dla wcześniaków między 12 a 24 tygodniem, po to by ocieplić surowe warunki szpitalne. Wczytując się głębiej dlaczego, o czym też piszą dziewczyny w komentarzach na forach wcześniaków, gdy umiera tak małe dziecko, szpital nie ma tak małych ubrań czy kocyków do otulenia ich, przynoszą je (o ile w ogóle przynoszą, bo często nie) rodzicom po prostu w tzw. nerkach metalowych. Tworzenie tak małych rzeczy dla dzieci ma na celu to, by dać rodzicom dziecko godnie, jak małego człowieka, żeby w tych i tak chyba najtrudniejszych dla nich chwilach dać im odrobinę otuchy, by dziecko nie było gołe, żeby się mogli z nim pożegnać. Grupa współpracuje z Fundacją Gajusz w Łodzi i
Fundacją Evangelium Vitae we Wrocławiu.


W jednym z opisów w aktualnościach można przeczytać:


Tyle pięknych rzeczy, nasza galeria liczy już ponad 200 zdjęć. A codziennie Dziewczyny dodają kolejne zdjęcia nowych prac. Być może wydaje się niektórym, że wykonanie takiego kocyka czy czapeczki to chwila czasu, włóczki, materiału i nic więcej. To jednak nie jest takie proste. Prócz wyżej wymienionych brakło najważniejszych: wytrzymałości psychicznej i chusteczek. Wiele Dziewczyn w grupie pisze, jak ciężko im było wykonać pierwszą rzecz, jak patrząc na te małe rozmiary nie mogły uwierzyć, że są one AŻ tak małe. Nieraz lecą łzy i praca nad ubrankiem musi poczekać, aż nabierze się na nią sił... To wbrew pozorom bardzo trudne wyzwanie. Dla wielu z Nas jest to jednak również pewna forma katharsis, oczyszczenia. Wiele z Nas to matki, które utraciły swojego Aniołka w różnym jego wieku i nie miały możliwości się z nim pożegnać, przytulić, ani otulić w mięciutki kocyk, czapeczkę.. Takie przeżycia bolą, a ten ból nie przemija. O czymś takim się nie zapomina. Tęczowy Kocyk to obopólna pomoc- dla Rodziców, którzy będą mogli godnie się pożegnać z Aniołkiem, a także dla Dziewczyn z grupy, które tworzą te małe rzeczy."
  


a w innym, link do Fundacji Gajusz, gdzie opisują, jak ważne było dla rodziców to, że mogli się godnie z dzieckiem pożegnać.


Ten post kosztował mnie samą dużo siły, bo musiałam biegać po chusteczki... nie łatwo jest pisać. Nie łatwo wspominać też coś, co niby było już dawno, trzy lata minęły, ale jeszcze gdzieś wewnątrz siedzi i nie daje spokoju... Ale może to jest właśnie tak, jak w tym cytacie, że wspomaganie takich akcji pomaga wewnętrznie się oczyścić, uspokoić. Moja Majka na szczęści jest cała i zdrowa, ale matka zawsze drży o dziecko, a pierwsze chwile pamięta się do końca życia. Ja nie pamiętam urodzenia, bo zobaczyłam ją dopiero po dobie od porodu, ale ją mam!  Dlatego nie wyobrażam sobie bólu rodziców, którym te fundacje pomagają, którzy tracą dziecko...


 Na stronie Tęczowego kocyka jest link do grupy na FB, jeśli masz siłę i chęć dołączyć i wesprzeć, nie wahaj się. Ja dołączyłam, zawsze zostają mi małe kawałki tkanin, z których nie uda się zrobić poduszki. Teraz już wiem, że nie będę ich wyrzucać, bo nawet skrawek 20cm może zostać kocykiem... 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz