To, czym chciałabym się z Wami tym razem podzielić, to zarazem i coś pięknego i coś smutnego.
Nie będzie to łatwy tekst, ani do napisania, ani do czytania, więc kto nie ma nerwów ze stali i się zbyt szybko wzrusza (jak ja), ten może pochlipać nad ekranem. Niemniej jednak, jeśli uda Ci się przeczytać, pierwsza myśl, to ogromne wzruszenie, że ktoś w ogóle wpadł na taki pomysł, a kolejna myśl- mogę dołączyć i pomóc.
Kilka dni temu trafiłam na strony internetowe bardzo ciekawych, ogólnopolskich akcji społecznych. Często się w coś takiego włączam, bo uważam, że jeśli mam dach nad głową, mam co jeść i mam zdrowe dzieci, to mogę czasem pomóc innym w potrzebie, czy to dokładając cegiełkę, gdy ktoś zbiera pieniążki przez jakieś fundacje, albo dać fant na licytację dla jakiegoś malucha (czasem mam aż za dużo zapytań, ale w miarę możliwości, jeśli mogę pomagam). Czasem też po prostu tworzę coś, szyję i wysyłam dla kogoś, nawet jeśli nie jest to nic co robię na co dzień. Po prostu czuję, że tak trzeba. Nigdy nie wiadomo, czy los się nie odwróci i ja może też będę potrzebować pomocy.
Poniekąd sama pamiętam, że nie było łatwo, bo ja też urodziłam swoją drugą córkę przed czasem, w 34 tygodniu, ważyła 1920g.
Pamiętam samotne dni na oddziale, gdzie dookoła mamy miały swoje maluszki, mogły je przytulić nakarmić, było słychać płacz, głos, a ja nic. Pusto. Puste łóżeczko, lekarz na obchodzie rzucał zdawkowym "A nie, Pani nie ma (w sensie dziecka), idziemy obok". Dla nich normalka, dla mnie stres ból i smutek. w szpitalu gdzie rodziłam nie było kangurowania, był wielki strach o bakterie, mogłam zobaczyć dziecko w inkubatorze przez 15 min 2 razy dziennie i tyle.
Gdy po 5 dniach jedna z pielęgniarek, gdy nie było na oddziale ordynatora spytała czy chcę małą pogłaskać, powiedziałam, że nawet jej jeszcze nie dotykałam. Zdziwiła się wtedy bardzo, podeszła do inkubatora, kazała mi przemyć ręce antyseptykiem i powiedziała, że mogę włożyć ręce do środka. Całe 15 min stałam i ryczałam jak wół, nawet nie wiem czy głaskałam rączki, czy nóżki, bo nic nie widziałam, zalałam się łzami, a później cały dzień zbijali mi ciśnienie.
I pamiętam, gdy ja po tygodniu wróciłam do domu a ona jeszcze dwa tygodnie została. Pierwszy widok to pusta kołyska w pokoju i znów płacz. Ale wzięłam się w garść, a ona była silna bardzo i dziś jest już wesołym trzylatkiem.
Kto nie przeżył, ten nie wie, jakie te dni bez dziecka potrafią być trudne.
Ale wróćmy do tematu.
Dwie akcje, o których już wspomniałam, to akcje dla maluszków, a dokładniej dla wcześniaków

1. AKCJA "OŚMIORNICZKI DLA WCZEŚNIAKÓW"
(dla zainteresowanych od razu podaję stronę FB osmiorniczkidlawczesniakow)
Akcja w zasadzie nie tylko jest ogólnopolska, bo została zapoczątkowana w Danii. Obecnie jest prowadzona w Hiszpanii, na Ukrainie oraz w Polsce.
Skąd się wzięła ośmiorniczka?
Jak wiadomo ośmiorniczka ma macki, dłuuuugie nóżki. Jeśli się dzierga na szydełku, to włóczka (jakakolwiek), będzie się mocno skręcać i robiona w ten sposób maskotka ośmiorniczka będzie mieć poskręcane odnogi. Po co te macki i co mają wspólnego z wcześniakami?
Maluszki, które rodzą się przed wyznaczonym terminem, czyli wcześniaki, potrzebują spędzić trochę czasu na oddziale szpitalnym. Żeby czuły się jak u mamy w brzuchu, na oddziały szpitalne trafiają właśnie dziergane ośmiorniczki, ponieważ macki przypominają dzieciom pępowinę i łapią za nie. Pępowina, to w zasadzie pierwsza zabawka dziecka już w życiu płodowym, więc zabawka ośmiorniczka ma im zastąpić tą z brzucha. Jak pisze inicjatorka akcji -
"Są kolorowe i uśmiechnięte – mają być namiastką mamy, której nie mogą jeszcze przytulić."
"Są kolorowe i uśmiechnięte – mają być namiastką mamy, której nie mogą jeszcze przytulić."
Jeśli chcesz i potrafisz dziergać, możesz dołączyć, albo kupić włóczkę i wysłać.
O akcji można przeczytać więcej tutaj a pod spodem kilka zdjęć ze strony ośmiorniczek
źródło ośmiorniczki
2. AKCJA "TĘCZOWY KOCYK"
(link do strony www.teczowykocyk.pl.tl)
To co można powiedzieć o akcji, to fakt, że jest po prostu przepięknym gestem dla rodziców, którym rodzą się bardzo wczesne wcześniaki, czyli te poniżej 30 tygodnia. Niestety, poniżej 25 tygodnia szanse na przeżycie takiego dzidziusia są bardzo małe, a akcja dotyczy wcześniaków od 12 tygodnia życia.... i tu zaczyna zasychać w gardle, łamać się głos i łzy napływają do oczu....
Na stronie grupy Tęczowy Kocyk w opisie o nas jest informacja, że grupa zajmuje się szyciem i tworzeniem ubranek i kocyków dla wcześniaków między 12 a 24 tygodniem, po to by ocieplić surowe warunki szpitalne. Wczytując się głębiej dlaczego, o czym też piszą dziewczyny w komentarzach na forach wcześniaków, gdy umiera tak małe dziecko, szpital nie ma tak małych ubrań czy kocyków do otulenia ich, przynoszą je (o ile w ogóle przynoszą, bo często nie) rodzicom po prostu w tzw. nerkach metalowych. Tworzenie tak małych rzeczy dla dzieci ma na celu to, by dać rodzicom dziecko godnie, jak małego człowieka, żeby w tych i tak chyba najtrudniejszych dla nich chwilach dać im odrobinę otuchy, by dziecko nie było gołe, żeby się mogli z nim pożegnać. Grupa współpracuje z Fundacją Gajusz w Łodzi i
Fundacją Evangelium Vitae we Wrocławiu.
W jednym z opisów w aktualnościach można przeczytać:
Tyle pięknych rzeczy, nasza galeria liczy już ponad 200 zdjęć. A codziennie Dziewczyny dodają kolejne zdjęcia nowych prac. Być może wydaje się niektórym, że wykonanie takiego kocyka czy czapeczki to chwila czasu, włóczki, materiału i nic więcej. To jednak nie jest takie proste. Prócz wyżej wymienionych brakło najważniejszych: wytrzymałości psychicznej i chusteczek. Wiele Dziewczyn w grupie pisze, jak ciężko im było wykonać pierwszą rzecz, jak patrząc na te małe rozmiary nie mogły uwierzyć, że są one AŻ tak małe. Nieraz lecą łzy i praca nad ubrankiem musi poczekać, aż nabierze się na nią sił... To wbrew pozorom bardzo trudne wyzwanie. Dla wielu z Nas jest to jednak również pewna forma katharsis, oczyszczenia. Wiele z Nas to matki, które utraciły swojego Aniołka w różnym jego wieku i nie miały możliwości się z nim pożegnać, przytulić, ani otulić w mięciutki kocyk, czapeczkę.. Takie przeżycia bolą, a ten ból nie przemija. O czymś takim się nie zapomina. Tęczowy Kocyk to obopólna pomoc- dla Rodziców, którzy będą mogli godnie się pożegnać z Aniołkiem, a także dla Dziewczyn z grupy, które tworzą te małe rzeczy."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz